Język strony
Zaloguj się do dzienniczka

Wyjazd do Asyżu

W niedzielę, 19 stycznia wyjechaliśmy na tydzień do Włoch. Zbiórkę mieliśmy zaplanowaną pod szkołą około 13.00. Kiedy wszyscy już przyjechali, wyruszyliśmy busem do Berlina, żeby stamtąd polecieć samolotem do Rzymu.

Lot trwał dwie godziny. Mimo że w naszej sześcioosobowej grupie (licząc samych uczniów) były osoby w różnym wieku (od 11 do 14 lat), to podczas wcześniejszych zajęć w szkole zżyliśmy się trochę bardziej. Dlatego też, kiedy przyszło do wyjazdu, byliśmy już zgraną grupą. Kiedy dolecieliśmy do Rzymu, pojechaliśmy (znów busem) do małego miasta pod Asyżem – Santa Marii. Pojazd, którym jechaliśmy, był naprawdę fajny i chociaż przejazd trwał dłużej niż lot, świetnie się bawiliśmy, żartowaliśmy i robiliśmy śmieszne zdjęcia. Wszystkie bariery, które wcześniej istniały między nami, nagle zniknęły.

Kiedy dotarliśmy już do Santa Marii, wszyscy byli bardzo zdenerwowani. Zastanawialiśmy się, jacy będą ludzie, u których będziemy mieszkać i czy się z nimi jakoś dogadamy (bo jedyną formą komunikacji był język angielski). Wychodząc z autobusu, zauważyliśmy, że jest już ciemno. Mimo to nie dało się przeoczyć ogromnych transparentów zrobionych przez dzieci, u których mieliśmy mieszkać. Od razu zrobiło się nam bardzo miło, spędziliśmy jeszcze parę minut na parkingu, gdzie zaparkował autobus, zrobiliśmy wspólne zdjęcie z Włochami, po czym pojechaliśmy do domów naszych rodzin goszczących. Dzień, w którym przyjechaliśmy, był dla nas wszystkich trochę dziwny. Nie wiedzieliśmy, jak rozmawiać z nowo poznanymi kolegami i niektórzy wstydzili się mówić po angielsku. Oczywiście zmęczenie także zrobiło swoje – cały dzień spędzony w podróży dał o sobie znać. Kiedy już opadły emocje, wszystkich nas dopadła chęć snu. Z samego rana mieliśmy zajęcia integracyjne, które – mówiąc szczerze – nie dały nam zbyt wiele. Były wymuszone i nadal byliśmy trochę zbyt cisi.

Chwilę później poszliśmy na uroczyste powitanie. Włosi przygotowali przedstawienie o historii ich kraju. Następnie pokazali nam ich dwie tradycyjne gry – strzelanie z dmuchawki do celu oraz zabawę, którą nazywali „pass the brick” czyli „podaj cegłę”. Polegała ona na tym, że staliśmy w rzędzie i musieliśmy przekazywać sobie nawzajem drewniane klocki z jednej strony na drugą. Drużyna, która była pierwsza, wygrywała.

Na szczęście kilka minut później mieliśmy już czas na swobodną rozmowę z dziećmi z innych krajów – Hiszpanii, Rumunii, oraz z innej części Włoch. To było to. Kiedy poznaliśmy się trochę lepiej, rozmowom nie było końca. Wszyscy ze sobą żartowali i rozmawiali. Gdy jedliśmy lunch w stołówce, już było wiadomo, że chociaż pochodzimy z innych krajów, nie różnimy się od siebie nawzajem. Podczas rozmów słabsza znajomość angielskiego nie miała żadnego znaczenia. Kilkoro uczestników w ogóle nie znało tego języka, a i tak dogadywaliśmy się z nimi perfekcyjnie. Żywe gestykulowanie na początku wydawało się głupie, ale potem zdaliśmy sobie sprawę, że nie ma co się wstydzić i naprawdę nie ma w tym niczego dziwnego. A kiedy ktoś zaczynał ekspresyjnie wymachiwać rękami, atmosfera była naprawdę wesoła. W ten sposób niektóre osoby, pokazując to, co chcą powiedzieć, rozśmieszały wszystkich naokoło.

Oczywiście – nie można zapomnieć o głównym celu tego wyjazdu, czyli o poznaniu kultury i tradycji krajów uczestniczących w projekcie. Grupa z każdego państwa miała przygotować warsztaty na wybrany temat (związany przede wszystkim ze sztuką). Na przykład pierwszymi były warsztaty o tym, jak powstają ceramiczne płytki (zajęcia zostały przygotowane przez grupę z Asyżu). Mogliśmy wyciąć nożykami kształt płytek, zrobić na nich szkic, po czym je pomalować. Jako że każda z grup przygotowała inne warsztaty, uczyliśmy się naprawdę różnych rzeczy. Drugi zespół z Włoch uczył nas haftowania i przy okazji ci uczniowie pokazali nam swoje tradycyjne wzory. Hiszpanie nauczyli nas robić choinki z papierowych ruloników jak z wikliny. Wiele osób bardzo polubiło warsztaty grupy z Rumunii, na których nauczyliśmy się, jak malować na szkle. Wzory, które malowaliśmy, miały symboliczne znaczenie.

Tym, co najbardziej urzekało nas w warsztatach, była radosna i entuzjastyczna atmosfera. Najbardziej wyjątkowe było spotkanie przygotowane przez uczniów z Rumunii. Wszyscy tak skupili się na swoich pracach, że panowała urzekająca cisza. Dodatkowo nastrój budował fakt, że Rumuni postanowili na swoje tradycyjne stroje regionalne. Niezwykła była też muzyka, którą puszczali – były to piosenki z ich kraju przeplatane ich tradycyjnymi tańcami. Rumuni świetnie je tańczyli, więc krążyli wokół naszych stołów, prezentując także swoje tańce i muzykę ludową.

Wszyscy chyba zgodziliby się, że wyjazd był bardzo wartościowy. Zdobywając pewności siebie i rozwijając swoje kompetencje językowe, nauczyliśmy się przełamywać swoje lęki. To pozwoliło nam nawiązać świetny kontakt ze wszystkimi dziećmi.

W czwartek mieliśmy obiad pożegnalny. Wtedy dostaliśmy dyplomy ukończenia warsztatów oraz zjedliśmy tradycyjne potrawy włoskie. Poza warsztatami, w dwa ostatnie dni naszego pobytu mieliśmy inną formę zajęć. W piątek pojechaliśmy do miasta Bevania, gdzie uczestniczyliśmy w tak zwanym queście, czyli grze terenowej, w której mieliśmy, na podstawie wskazówek zostawionych przez nauczycieli i wiedzy zdobytej podczas wcześniejszego zwiedzania tego miasta, rozwiązać zagadkę. Po powrocie wszyscy się żegnali, polało się wtedy dużo łez, wszyscy żałowaliśmy, że kończy się już nasz pobyt we Włoszech. Poznaliśmy naprawdę dużo przyjaciół, których nie chcieliśmy tracić, pomimo tylko tygodnia znajomości. Poszliśmy całą polską grupą na kolację pożegnalną. Tym razem była to zwykła pizza (a raczej niezwykle pyszna pizza). Śmialiśmy się i rozmawialiśmy do nocy. Niestety, następnego dnia trzeba było bardzo wcześnie wstać, więc musieliśmy iść do domów naszych przyjaciół.

O 7.00 mieliśmy pociąg i wtedy też nikt nie miał zamiaru ukrywać swoich emocji. Ale musieliśmy jechać do Rzymu, więc trzeba było wziąć się w garść. Cały dzień zwiedzaliśmy najważniejsze zabytki wiecznego miasta: Watykan, Koloseum, Schody Hiszpańskie, Fontannę di Trevi i parę innych mniej znanych miejsc.

O 21.00 mieliśmy lot do Berlina, dokąd dolecieliśmy około północy. Busem wróciliśmy do Poznania. Podczas podróży zapomnieliśmy o smutkach i śmialiśmy się z nauczycielami, dopóki nie dojechaliśmy pod szkołę. Stamtąd odebrali nas rodzice i pojechaliśmy do domu.

Myślę, że wyjazd dał nam bardzo dużo i poleciłbym go każdemu, bo taka okazja nie zdarza się za często… Więc jeśli ktoś z Was miałby okazję wyjechać, łapcie ją, naprawdę warto! Poza nauką kultury innych krajów, poznaliśmy życie codzienne we Włoszech.

Oczywiście nauka języka angielskiego to osobna kwestia. Wyjazd na pewno bardzo nam w tej kwestii pomógł. A kontakt z osobami poznanymi na wyjeździe utrzymujemy do teraz! Dlatego właśnie – jeśli tylko nadarzy się taka okazja – pracujcie w projektach Erasmus+ i uczestniczcie w wymianach międzynarodowych!

Pomagają nam